Monday, November 27, 2006

sen

do tej pory nie jest dla mnie jasne skąd się tam wziąłem, ale zostałem zaproszony na egzekucję terrorysty. prawdopodobnie całkiem ważnego terrorysty.

sceneria przypominała amerykańską bazę guantanamo na kubie. dookoła placu, na którym ów terrorysta miał być rozstrzelany zaczęli gromadzić się ludzie. kolejno rozpoznawałem twarze najważniejszych amerykańskich polityków: bush, rumsfeld, rice itd.

czułem się bardzo nieswojo. powtarzam, że nie mam zielonego pojęcia co mnie tam sprowadziło. muszę przyznać, że nawet przyglądałem się widowisku z rosnącym zainteresowaniem i dziwnym podekscytowaniem. dopóki. dopóki nie wrosłem w ziemię.

czterej żołnierze w piaskowych mundurach wprowadzili na środek placu skazanego.
zasalutowali. na prawych ramieniach widniały polskie flagi.

niepokój powrócił w mgnieniu oka. skazany na głowie miał parciany worek. mimo, że ręce i nogi miał skute potężnymi kajdanami, miotał się na wszystkie strony. co chwila jeden z polaków wymierzał skazanemu cios, po czym powracał do posłusznej, wyprężonej postury ‘na baczność’.

okolicę patrolowały trzy helikoptery. wszyscy obecni zostaliśmy kilkakrotnie powiadomieni o nadzwyczajnych środkach bezpieczeństwa. nikomu podczas egzekucji nie mogła nawet zadrżeć powieka, gdyż może tym na siebie ściągnąć podejrzenia i ogień strzelców.

stałem tam jak sparaliżowany: ‘co ja tu do cholery robię?’

zaczęły się przemówienia. ‘musimy z tym skończyć!’ albo ‘chcemy żyć w wolnym kraju’ albo ‘wrogowie, strzeżcie się’. wzdrygnąłem się. braci kaczyńskich na szczęście nie było wśród tłumu, ale czwórka polskich żołnierzy prężyła się i śliniła do amerykańskich brzuchów.

zbliżał się moment egzekucji. jeszcze raz zostaliśmy powiadomieni o nadzwyczajnych środkach bezpieczeństwa, a ja cały czas nie mogłem się ruszyć. cały byłem sparaliżowany, gniewem, strachem, rozpaczą, ludzką głupotą.

i kiedy polscy żołnierze przeładowywali swoje amerykańskie karabiny i cały tłum znieruchomiał na te kilka sekund, coś we mnie tknęło. przełknąłem ślinę i poprawiłem sobie sfatygowany kołnierzyk od koszuli. w tej samej chwili jeden z żołnierzy błyskawicznie odwrócił się i wystrzelił w moją stronę.

czas zwolnił, zupełnie jak w hollywoodzkich filmach. dostałem w lewe ramię. ‘żesz kurwa jego mać!’ wykrzyknąłem po polsku ‘what the fuck are you doing?’ poprawiłem się. ale nikt nawet nie zauważył mojej krwawiącej ręki. egzekucja przebiegła normalnie. minutę później usłyszałem głuchy strzał i grom oklasków. i kolejne przemówienia.

powoli zacząłem tracić przytomność. ciągle byłem niewidzialny. nikt mnie nie słyszał, nikt mnie nie widział.

ostatkiem sił doczołgałem się do baraków i znalazłem lekarza. w chwili gdy lekarz wbił swoje metalowe szczypce w moją ranę, ból był tak przenikliwy, że obudziłem się w moim akademickim łóżku. i od razu napisałem tę historię.